Polecam każdemu kto nie ma własnej ziemi i nie ma warunków do hodowania w doniczce.
Na samym wstępie tylko przybliżę co to jest, a potem opiszę co sam robiłem.
Ale na samym początku
Zdaj sobie sprawę z tego, że wyhodowane warzywa (i tym podobne) nie są na Twojej ziemi. Nie są podpisane przez Ciebie.
Co to jest?
To zwyczajnie hodowane roślin na „bezpańskiej” ziemi. Obok jakiegoś słupa z prądem, coś takiego.
Niech przykładem będą dynie.
Siejesz taką, potem podlewasz, a jak wyrośnie to ją zbierasz i konsumujesz.
A jak ktoś Ci ją zabierze?
To trudno, sposób na to dam później.
Jak się do tego zabierałem.
Zwykle siałem na jakiś piaskach.
No mało fajna gleba i do tego podlewanie mało daje.
A żeby było fajnie wystarczy najpierw położyć grubą warstwę ściętych roślin.
Co to daje?
Po pierwsze takie rośliny zatrzymują wilgoć, a po drugie takie ścięte rośliny z czasem zamieniają się w ziemię. Po trzecie takie rośliny oddają substancje odżywcze (jakie zabrały) tym samym odżywiając nowe rośliny.
To chyba z permakultury, chociaż ręki za tę informację nie dam sobie uciąć.
Jak chcesz sam zobaczyć jak to działa to proponuję usypanie kopczyka z jakiejś trawy albo słomy i zagrzebanie w nim ziemniaka. Potem to podlej i zostaw aż do wyrośnięcia nowych.
A teraz najłatwiejsza część!
Zostawiałem to wszystko do zbiorów.
Serio, nie miałem zamiaru tracić czasu na doglądanie tego.
A jak się ustrzec przed zabraniem wszystkiego przez kogoś obcego?
Zwyczajnie hodowałem w różnych miejscach. Jakby jedno „poległo” to były inne.
Mała strata.
I na sam koniec
Słoma/trawa i inne „miękkie” rozkładają się w miarę szybko. Gałęzie „twarde” rozkladają się długo.
Książę miałam okazję czytać jakieś dwa lata temu, jest bardzo ciekawa
Bardzo bardzo 🙂
Po ksiązkę z zainteresowaniem sięgnę, nietypowe ujęcie tematyki trudnych czasów, coś dla mnie. 🙂
Polecam bardzo tę książkę.
Już nie pamiętam, w jakiej książce, zdaje się, że polskiej autorki, czytałam jak radzono sobie z namiastkami ogródków w mieście podczas okupacji, przyznam, że zrobiło to na mnie spore wrażenie.
Nigdy nie zastanawialam sie w ogole nad tym,jak wygladalo ogrodnictwo w okupacji..
Ja też nigdy, a tu takie rzeczy.
Ja mam kawałek miejsca do hodowania, ale tylko w donicach. W tym roku zrobiłam inspekt, więc trochę bardziej mogę poszaleć. Ale przyznam, że myślałam o posadzeniu rabarbaru metodą partyzancką 🙂
😀